Archiwum marzec 2019


Wiosna nadeszła
23 marca 2019, 16:36

Dzisiaj czuć wiosnę. Wyszło piękne słońce, a i w moim wnętrzu jakoś tak lżej. Bardzo żałuję, że wpis, który wczoraj pisałam ponad pół godziny się nie zapisał. Ale może to jakiś znak, że nie wszystko jednak powinnam aż tak szczerze udostępniać innym? Nie wiem. W każdym razie wpis dotyczył końca przygody z jedynym człowiekiem, którego na prawdę kochałam. Nie mam ochoty dzisiaj na pisanie kolejnej rozprawki, jednak wspomnę tylko o tym, że stoczyłam największą walkę - walkę ze swoim sercem. Byłam w stanie w końcu powiedzieć "koniec", chociaż nie przyszło mi to łatwo. Wczoraj przeżyłam bardzo dziwny atak histerii. Płakałam ponad godzinę i nic nie było w stanie tego powstrzymać. Nie jestem pewna czy mi to pomogło, czy przeraziło. Dzisiaj już jest lepiej. Powoli będę się starać zapomnieć o tym, że jestem sama, a nakierować myśli w stronę nowych możliwości. Wiosna niestety nie jest dobrą porą roku na ogarnęcie się, ponieważ pary zaczynają wychodzić z domu. Człowiek obserwuje, no i zazdrości. 

Będę czekać, aż los przyniesie mi trochę szczęścia. Sama też postarm się go zdobyć. 

WRRRR!!!!
22 marca 2019, 19:12

Szlag mnie właśnie trafił, bo napisałam wpis na 3 strony A4 i się nie zapisał.

NIe mam siły pisać od nowa.

No i się zaczęło....
20 marca 2019, 21:31

Jestem tu tylko po to, żeby sobie pomóc.

W dzisiejszych czasach posiadanie bloga nie jest niczym nadzwyczajnym, jednak wracając myślami do początków tego stulecia, wydaje mi się, że właśnie wtedy był na nie największy szał. Osobiście zawsze wolałam pamiętnik w formie tradycyjnej, pisanej. Miałam ich aż 3, lecz po mojej wyprowadzce z rodzinnego domu zaginęły. Aż boję się czasem tego, w czyje ręce mogły wpaść. Nieważne...

Tak jak zaczęłam, jestem tutaj po to, żeby sobie pomóc. Pisanie jest świetną formą "wygadania" się wtedy, gdy nie możesz tego zrobić na żywo. Ktoś by mógł spytać: "Jak to, to nie umiesz mówić?". Well yes, but actually no. 

Od zawsze byłam człowiekiem introwertycznym, zamkniętym we własnym świecie. Odkąd pamiętam, często miewałam momenty, w których po prostu czułam się samotna. W dzieciństwie miałam wielu przyjaciół, jednak z nikim nie nawiązałam bliskiej relacji. A jak już byłam na dobrej drodze, to zawsze musiałam coś zepsuć. Byłam dość mądra i ogarnięta, co niejednokrotnie było wykorzystywane przez kolegów czy koleżnki z klasy. Moim słabym punktem zdecydowanie był brak asertywności i chęć wtopienia się w otoczenie za wszelką cenę. Podstawówki nie wspominam dobrze, mimo iż żadna wielka krzywda mi się nie działa. Później wszystko bylo takie same. Gimnazjum, potem liceum. Mimo otoczenia, czułam się wiecznie sama. Nie potrafiłam się odnaleźć. Każda forma zainteresowania mą osobą zaczynała budzić we mnie lęk, co potęgował też fakt iż byłam bardzo zakompleksiona. Ale dawało mi to szczęście. KTo, gdy ktoś w końcu zwócił na mnie uwagę. 

W wieku 20 lat zauroczyłam się w jednym takim chłopaku, który bez zawachania to wykorzystał. Powiedzmy, że stałam się kobietą, chociaż nie powiem, żebym po czasie była z tego zadowolona. Związek nie trwał zbyt długo, bo w końcu przejrzałm na oczy i postanowiłam zerwać znajomość, chociaż łatwo nie było. Oczywiście za pośrednictwem Messengera, bo przez usta nigdy by mi co takiego nie przeszło. Żałosne, nie?

Chcąc zapomnieć o tej bardzo nieudanej przygodzie z płcią przeciwną, natrafiłam na lepszy przypadek. W Empiku poznałam mężczyznę, prawie 10 lat starszego jak się później okazało (nie wyglądał, przyrzekam!), z którym spędziłam kolejne pół roku. To była moja życiowa porażka, większa niż ten pierwszy facet. Dałam sobą pomiatać i to porządnie. Nie mam tu na myśli żadnych zbereźnych rzeczy, jednak sytuacje ogólne. Wiedziałam, że się mną tylko bawi, ale BAŁAM się zerwać. BAŁAM się, a raczej NIE UMIAŁAM. Wiedziałam, że mnie zdradza. W końcu sam "wpadł", bo wrzucił na fejsbuka zdjęcie z tą drugą... i uznałam że to będzie najlepszy moment na skonczenie odbierania smsów czy telefonów. Łatwo poszło, bo sam się przestał odzywać.   

Po co to wszystko piszę? Bo nigdy nikomu o tym nie powiedziałam. Pewnie kiedyś może bardziej rozpiszę te historie jak mi się będzie chciało, na razie niech wystaczy tylko to. 

Ciekawa jestem, czy ktoś to kiedykolwiek przeczyta. Jeżeli tak, to jaki obraz wykreował się właśnie w głowie tej osoby? Mała, gruba, brzydka, łatwa i zakompleksiona laska, prawda? No mnie by właśnie to do głowy przyszło. Nie jest to jednak w 100% prawda. Mała nie jestem, gruba też, łatwa raczej też, ale kompleksów mam mnóstwo.  

Aktualnie pracuję. Dawno mam za sobą szkołę czy studia, zaczęło się prawdziwe życie. Życie, na które mnie nikt nie przygotwał. Życie, które przelatuje mi aktualnie między palcami, jak to bywa zajmując się pracą w korpo. Jestem bardzo podobna do dziecka, którym byłam w przeszłości. Dużo się jednak nauczyłam. Stałam się bardziej asertywna, towarzystka i dowcipna. Praca z ludźmi wymusiła to na mnie. I dobrze. 

A co mnie zmotywowało do tego, żeby zacząć tu pisać? Oczywiście facet! Właśnie skończyłam związek (w niedzielę zeszłą...) z mężczyzną mojego życia, z kórym byłam ponad 2.5 roku. Tą historię jednak chciałabym opisać następnym razem, głównie po to, żeby zrzucić z siebie cały ciężar, który mam na serduszku. Bo łzy mi już wyschły.